Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 marca 2003, 14:46

autor: Maciej Hajnrich

Battle Realms: Winter of the Wolf - recenzja gry

Battle Realms: Winter of the Wolf to samodzielny dodatek do strategii czasu rzeczywistego Battle Realms, fabularnie rozgrywający się przed wydarzeniami przedstawionymi w pełnej wersji gry.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Strategie rozgrywane w czasie rzeczywistym, czyli po prostu ‘erteesy’, są jednym z najpopularniejszych gatunków gier komputerowych, o czym jesteśmy regularnie informowani. Wiele pozycji wydanych pod tym szyldem nie powinno w ogóle ujrzeć światła dziennego, aczkolwiek takich przypadków jest coraz mniej. Mało tego, do rąk wszystkich graczy oddawane są pozycje nietuzinkowe, jak chociażby hity ostatnich miesięcy Age of Mythology czy Warcraft III. Nieco starszym tytułem, być może niesłusznie zapomnianym, jest Battle Realms autorstwa Liquid Entertainment. W celu odświeżenia pamięci, a i (być może) z chęcią pozyskania nowych nabywców, wydany został pierwszy dodatek pt. Winter of the Wolf. Podkreślając słowo „pierwszy” licząc na kolejne, co najmniej tak dobry jak Zima Wilków.

Z całą pewnością mogę powiedzieć o Battle Realms – wyjątkowa! Wciągająca na wiele godzin, doprowadzająca do szewskiej pasji, ale i dająca maksimum satysfakcji. Chociaż nie jest tak rozwinięta jak wspomniane dzieło Essemble/Microsoftu, czy rozgrywający się w podobnym klimacie Shogun zawiera kilka ciekawych rozwiązań, a i grafika prezentuje wysoki poziom. Rozgrywka, podobnie jak w większości tego typu gier, nastawiona jest przede wszystkim na eliminację wszystkich wrogów. Element fabularny, choć silnie zaakcentowany, pełni rolę drugoplanową. Misje połączone są ze sobą i tworzą logiczną całość o czym dowiadujemy się w trakcie rozgrywki. Jednak rozgrywka nie jest liniowa i wiele zależy od gracza i od tego, jakiego dokona wyboru. O tym można się przekonać już na samym początku, kiedy Kenji albo broni chłopów przed najeźdźcami (staje po stronie klanu Smoka), albo razem z nimi niszczy wioskę (ku czci klanu Węża). W całym konflikcie udział biorą cztery strony, przy czym Winter of the Wolf opowiada o podróży Grayback’a, a dokładnie o wyzwoleniu klanu Wilka spod jarzma klanu Lotusa. Nasz bohater postanawia wszcząć rebelię i wykorzystując własną wiedzę i siłę wydostać się z kopalni, w której wraz z wieloma braćmi spędzał już trzy dekady. Jest to jedyna szansa na odzyskanie wolności...

Grayback ma przed sobą 11 misji. Sam początek jest bardzo łatwy i zarazem nużący. Pierwsze 4 misje w całości rozgrywają się w kopalniach, a ich cele sprowadzają się do zlikwidowania przeciwników i uwolnieniu kompanów. Ich liczebność znacznie przewyższa siły wroga, z którym nie ma większych problemów. Muskularne jednostki dzierżą jeszcze większe młoty, co wygląda trochę komicznie, jednak ich zastosowanie jest nieco inne niż w przypadku pozostałych nacji co pozwala na stosowanie innych taktyk niż dotychczas. A jeszcze większą różnorodność wprowadza nowa budowla (dla każdej ze stron) pozwalająca wytrenować trzy nowe jednostki. Szkolenie odbywa się w ten sam sposób co w oryginale – poprzez wysyłanie do kilku budowli kolejno. W nowym town center szkolą się względnie silne jednostki i to tylko przy jednej, dwóch kolejkach. Zresztą jedną z nich, Diggera (kopacza), poznajemy właśnie w kopalni. Swoją drogą nie znalazłem żadnego specjalnego zastosowania tychże, pozostałych również, jednostek poza czwartą misją. Owszem, nowi wojownicy powiększają możliwości taktyczne, ale nie ma to większego wpływu na przebieg gry. A szkoda. Być może większy z nich pożytek będą mieli zawodnicy walczący w sieci (LAN i internet) albo w skirmishu.

W Winter of the Wolf pojawia się także kilka nowych Mistrzów Zen – po jednym dla każdego klanu. Rola jaką w grze odgrywają bohaterowie jest wciąż za mała. Posiadane przez nich umiejętności są nadzwyczajne, owszem, ale umiejętności niespecjalnie. Brakuje przede wszystkim doświadczenia, które by podnosiło ich znaczenie wraz z postępem w grze. Nie mówiąc już o zwykłych jednostkach. Rozporządzanie jednostkami jest specyficzne i rzadko spotykane w innych grach tego typu. Czas powstawania każdej kolejnej jednostki wzrasta wraz z ilością już powstałych. Dzięki zdobytemu doświadczeniu wojenny weteran byłby lepszy od nowicjusza, co, jak sądzę, znacznie zmieniłoby całokształt Battle Realms.

Akcja częściowo rozgrywa się na terenach zasypanych śniegiem. Jest to nowość w zestawieniu z oryginałem, gdzie poza pustkowiami i lasami nie było gdzie walczyć. Biały puch pełni rolę nie tylko estetyczną chociaż panująca obecnie pora roku mogłaby na to wskazywać. Najważniejsze jest to, że w zimie ryż rośnie znacznie wolniej. Mało tego – podczas zamieci śnieżnej nie rośnie w ogóle! Skutki całkowitego zaprzestania pozyskiwania surowców są oczywiste i bardziej bezpośrednie, niż burza utrudniająca atak kanonierom (oraz przyśpieszająca dojrzewanie ryżu). Powracając do estetyki – postacie nie przyodziewając zimowych skór walczą w największych mrozach, a wszystkie budowle zostały starannie odśnieżone. Hmm...

Sprawowanie kontroli nad jednostkami jest wciąż chaotyczne. Pomyłka w czasie bitwy (i nie tylko) może się zdarzyć zbyt łatwo. Najbardziej denerwujący jest fakt, kiedy w ferworze walki wojska miast atakować zmierzają we wskazanym kierunku. Bywa tak też z powodu szybko poruszających się jednostek wroga. Innym razem polecenie podbiegnięcia do wskazanego miejsca interpretowane jest jako rozkaz podejścia. Sztuczna inteligencja jest jedną z lepszych, ale ma swoje słabe punkty. Z jednej strony łucznicy strzelają dalej niż „wzrokiem sięgnąć” ale z drugiej piechota odpowiada na każdy ostrzał (chyba, że da się jej wyraźny rozkaz pozostania w miejscu, co w przypadku zasadzki jest rozwiązaniem najgorszym).

Winter of the Wolf jest dobrym dodatkiem do jednej z najlepszych gier RTS, z jakimi miałem przyjemność obcować. Jego zawartość jest typowa i nie zawiera niczego więcej, czego można by się spodziewać. Na początku napisałem, że Battle Realms jest nieco zapomnianym tytułem. To fakt – wystarczy spojrzeć na serwery, niemalże świecące pustkami. WotW jest wspaniałym pretekstem do tego, aby jeszcze raz przysiąść do gry, albo rozpocząć z nią przygodę od nowa. W sposób zrównoważony wzbogaca grę o dodatkowe elementy, lecz tych jest w sam raz, czy nawet za mało. Osobiście spodziewam się kolejnego dodatku, być może przedstawiającego losy wrednego ‘”fioletowego” klanu.

Maciek „Valpurgius” Hajnrich

Recenzja gry Songs of Conquest - bez Might and Magic w tytule, za to z Heroesami w sercu
Recenzja gry Songs of Conquest - bez Might and Magic w tytule, za to z Heroesami w sercu

Recenzja gry

Songs of Conquest od pierwszych zapowiedzi wyglądało na pisany od serca list miłosny do Heroesów. To dobre określenie, ale oprócz masy nostalgii dzieło Lavapotion to też po prostu bardzo dobra gra.

Recenzja gry WARNO. Nie ma HIMARS-ów i F-35, ale też jest spoko
Recenzja gry WARNO. Nie ma HIMARS-ów i F-35, ale też jest spoko

Recenzja gry

Po dwóch latach spędzonych we wczesnym dostępie gra WARNO w końcu doczekała się wersji 1.0. Produkcji o tematyce trzeciej wojny światowej ostatnio nie brakuje, więc dzieło Eugen Systems czeka trudniejsza walka niż w czasach serii Wargame.

Recenzja gry Homeworld 3 - fani kosmicznych strategii poczują się jak w domu
Recenzja gry Homeworld 3 - fani kosmicznych strategii poczują się jak w domu

Recenzja gry

Homeworld 3 oferuje praktycznie wszystko, czego może oczekiwać fan tej serii oraz strategii w ogóle. Produkcja ta to wierny następca pierwszych dwóch gier. Na szczęście ich znajomość nie jest wymagana, żeby i tak dobrze się bawić.