Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Król Artur II Recenzja gry

Recenzja gry 17 lutego 2012, 13:44

autor: Konrad Kruk

Albion znów w opałach – recenzja gry Król Artur II

Król Artur II to kontynuacja jednej z najbardziej niedocenionych produkcji ostatnich lat. Neocore Games tym razem obudziło pradawne zło, któremu nie w smak naturalna zieleń Brytanii. Zapowiada się starcie na miarę wojny o Śródziemie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • rozbudowana, wielowątkowa, wciągająca fabuła;
  • oprawa graficzna i dźwiękowa;
  • niecukierkowa baśniowość.
MINUSY:
  • nie najlepsza optymalizacja i wysokie wymagania sprzętowe;
  • schematyczność batalii, kiepski poziom AI.

Król Artur II, za sprawą studia Neocore Games, ponownie przenosi gracza w meandry mitycznej rzeczywistości Wysp Brytyjskich. Tym razem fabuła koncentruje się na wydarzeniach rozgrywających się w niespełna rok po objęciu przez Artura władzy. Okres prosperity Albionu nagle zostaje zahamowany. Spokojne tereny Dolnej Anglii, Kornwalii i Mercji w jednej chwili ogarnia mrok. Zjednoczone w pierwszej części z tak wielkim wysiłkiem królestwo Artura rozsypuje się. Identyczny los spotyka najcenniejszą z relikwii, Świętego Graala. Na domiar złego w wyniku walki z wiedźmą władca Brytanii zostaje dotkliwie ranny. Zmożony ciężarem zadanego ciosu nie jest w stanie obronić swego królestwa. Dodatkowo Merlin znika, a Rycerze Okrągłego Stołu okazują sobie wrogość. Kraj staje wobec katastrofy zgotowanej przez ongiś wypędzonych Formorian – czarcich zastępów wszelkiej maści strzyg, trolli i olbrzymów. Dodatkowo Walia, kraina władców potężnych smoków, patrzy na poczynania ludzi nieprzychylnym wzrokiem, a z północy swój marsz rozpoczyna Septimus Sulla, stojący na czele przeklętych legionistów nieistniejącego już imperium rzymskiego.

W zaistniałym chaosie, by ratować królestwo, a przede wszystkim życie Artura, przeciwko siłom ciemności rusza Wiliam Pendragon – potomek i prawowity następca pana na Camelocie. Młody rycerz rozpoczyna swą przygodę, mając w posiadaniu ledwie jedno zamczysko i dość uszczuplone siły zbrojne. Poza samymi Formorianami dodatkowym problemem staje się rozsiewana przez nich zaraza, zamieniająca mieszkańców wyspy w bezmózgie plugastwa. Podobnie jak część pierwsza Król Artur II łączy elementy strategiczne rodem z serii Total War z solidną dawką mrocznej opowieści, której nie powstydziłaby się porządna produkcja RPG. Tym razem jednak pole działania naszego bohatera zostało znacznie rozszerzone. Do dyspozycji graczy oddano mapę Brytanii bogatszą o tereny północnej Anglii oraz całej Szkocji. Ta ostatnia, oddzielona od reszty wyspy Wałem Hadriana, jest siedliskiem plemion Piktów – niezwykle biegłych w sztuce magicznej. Widać zatem, że po raz kolejny deweloper uraczył nas całkiem przystępną mieszanką faktów i mitów.

Idziemy na wojnę

Rozgrywka ponownie stanowi połączenie systemu turowego z możliwością rozgrywania starć militarnych w czasie rzeczywistym. Zatem analogie do cyklu o Wojnie totalnej są jak najbardziej uzasadnione. Dodatkowo rzeczony system tur składa się z czterech pór roku. Każda została zilustrowana w niezwykle malowniczy sposób. Rzekłbym nawet, że twórcom z Neocore przedstawienie otulonej śniegiem czy też skąpanej w jesiennej ulewie Brytanii wyszło znacznie lepiej niż ekipie Creative Assembly w ostatnio wydanym Shogunie 2. Mapa Albionu i tym razem została podzielona na regiony z już istniejącymi zamkami, kaplicami, wieżami magicznymi czy budowlami przypominającymi słynne Stonehenge. W trakcie rozgrywki każdy tego typu ośrodek podlega modernizacji, oferując np. potężniejsze jednostki wojskowe, bonusy dla konkretnych formacji militarnych czy większe zdolności magiczne naszego bohatera oraz jego podopiecznych.

Niestety, prawda jest taka, że owe bonusy, mimo teoretycznie wymiernych korzyści, ledwie w niewielkim stopniu mają przełożenie na skuteczność w boju. Na domiar złego koszty modernizacji kolejnych poziomów infrastruktury są relatywnie wysokie. Owo działanie, podobnie jak w „jedynce”, może odbywać się tylko w porze zimowej. Wówczas na mapie następuje swoiste wyciszenie, czas jakby się zatrzymuje, a armie rozbijają obozy i udają się na leża zimowe, by dać swemu władcy stosowną okazję do rozbudowy posiadanych prowincji o nowe instalacje czy modernizacji już istniejących. Dodatkowo tylko w porze zimowej nasi dzielni wojacy i bohaterowie mogą podnosić swoje kwalifikacje. W wyniku prowadzonych działań militarnych oraz wypełniania kolejnych zadań fabularnych armia zdobywa konkretną pulę doświadczenia, którą właśnie podczas zimy można przekuć na dodatkowe punkty do ataku, obrony czy morale. Tutaj Król Artur II, podobnie jak i poprzednia część, poszedł o krok dalej w stosunku do innych gier strategicznych. Otóż każda formacja wojskowa, jaką aktualnie dysponuje gracz, staje się niejako odrębnym erpegowym bohaterem, posiadającym możliwe do ręcznej modyfikacji statystyki i zdolności. Innymi słowy – to gracz, a nie system, decyduje, czy np. łucznik otrzyma w danym momencie wzmocnienie do ataku lub precyzji ostrzału. Takie rozwiązanie daje możliwość stworzenia armii, w której formacje militarne tego samego typu wykazują różnorakie zdolności. Dodatkowo wraz z naszymi postępami w kampanii pula dostępnych rodzajów jednostek powiększa się, a każdą z nich można wprowadzić na wyższy level (podobnie jak w serii Heroes of Might & Magic).

Legendy związane z królem Arturem na przestrzeni wieków doczekały się różnorakich przekazów, najczęściej spotykanych w średniowiecznych kronikach. Do naszych czasów przypowieści o Rycerzach Okrągłego Stołu przedostały się jako słynne Opowieści kanterberyjskie czy legendy arturiańskie. Niestety wszystkie te dzieła najczęściej dostępne są jedynie w bibliotekach akademickich. Również światowa kinematografia nie zapomniała o tym micie. Wystarczy choćby wspomnieć produkcje pt. Excalibur, Rycerz króla Artura czy prześmiewcze ujęcie, jakim popisał się Monty Python w słynnym filmie Monty Python i Święty Graal.

Warto w tym miejscu wspomnieć o kolejnym ciekawym elemencie gry. Z racji wypełniania powierzonych zadań reputacja Williama Pendragona, jak również jego przekonania religijne mogą skłaniać się kolejno ku tyranii lub praworządności oraz chrześcijaństwu lub starym wierzeniom. Natomiast kreowana kampanią, a ściślej poczynaniami gracza, postawa naszego bohatera determinuje garnitur możliwych do zwerbowania wojaków, wpływa też na ich wygląd oraz zdolności. Trzeba przyznać, że to dość oryginalne podejście. Na tym jednak nie koniec. Jak przystało na produkcję z elementami role playing, w Królu Arturze II nie zabrakło wglądu w okno naszego bohatera. Takowe składa się, podobnie jak we wspomnianej serii HoMM, z trzech zakładek obejmujących podstawowe statystyki, umiejętności (po części dające możliwość rzucania zaklęć) oraz inwentarz z artefaktami (z podziałem na „zwykłe” i magiczne).

Spoglądając jeszcze na mapę strategiczną, warto wspomnieć o oknie dyplomacji. Wprawdzie tytuł nie oferuje „grywalnych” agentów, jak ma to miejsce w Wojnie totalnej, niemniej indeks możliwych posunięć dyplomatycznych nie odbiega zbytnio od tego, co znamy ze wspomnianej serii. Dostajemy bowiem szansę zawarcia umowy handlowej, paktu o nieagresji, sojuszu, małżeństwa, wysłania szpiega czy zabójcy. W sumie to nic nadzwyczajnego, jednak każda z tych opcji pociąga za sobą przymus rozegrania miniquesta czy też poświęcenia dla dobra sprawy określonej liczby naszych oddziałów. Dyplomacja jest kolejnym elementem Króla Artura II, który – moim zdaniem – został lepiej zilustrowany niż analogiczny system w Total War. Jedynym jej mankamentem jest niestety bardzo ograniczona ilość regionów, do których w danym momencie możemy się zwrócić.

Opowieści arturiańskie

Na okładce Króla Artura II można przeczytać: „Total War w świecie Albionu”. To zdecydowanie przesadnie ujęte meritum rzeczonej gry. O sile najnowszego dzieła Neocore nie stanowi bynajmniej „totalwarowe” sprzężenie turówki z systemem RTS, ale raczej niezwykle mocno rozbudowana sfera fabularna, ochłapów której próżno szukać w dziełach ekipy Creative Assembly. Historia, z jaką przyjdzie zmierzyć się odbiorcy przy okazji rozgrywki w Króla Artura II, jest tak naprawdę tym, dzięki czemu dość trudno oderwać się od monitora. Powiem szczerze, że w tym kontekście „dwójka” spokojnie mogłaby obronić się bez elementu bitewnego. Już sam początek zabawy został dość pomysłowo zrealizowany – w postaci interaktywnego intra, w którym gracz decyduje o klasie głównego bohatera (Warlord, Champion, Sage) i określa swoje preferencje religijne oraz postawy moralne.

Natomiast konstrukcja każdego zadania bardzo przypomina obcowanie z grami tekstowymi, z tym że nic tu nie piszemy, a jedynie dokonujemy wyboru spomiędzy gotowych odpowiedzi. Dodatkowo ekran takiego questa opatrzony jest ryciną, nawiązująca wizualnie do akurat poruszanego tematu. Opowieść jest niezwykle wciągająca, wielowątkowa i spójna, ale za to bezwzględnie liniowa. Poza zadaniami skupionymi wokół głównej osi fabularnej pojawiają się też poboczne przygody, których ukończenie przeważnie nagradzane jest punktami doświadczenia oraz konkretną sumą pieniędzy. Co ciekawe, te ostatnie najczęściej pochodzą z prowadzenia wojen, wypełnionych misji czy handlu artefaktami. W porównaniu z pierwowzorem w „dwójce” ekonomia praktycznie nie istnieje. Zrezygnowano z sytemu podatkowego oraz drugiego obok brzęczącej monety dobra – żywności. Zabawa stała się przez to prostsza, a ciężar rozgrywki ewidentnie przesunął w stronę narracji.

Magia i miecz

W przypadku toczonych batalii również nie sposób uciec od porównań z Wojną totalną. Król Artur II czerpie całymi garściami z dynamiki, mechaniki, a nawet interfejsu dowolnego tytułu The Creative Assembly. Pole bitwy, wzorem pierwszej części cyklu, usiane jest punktami, których zajęcie skutecznie może podnieść siłę uderzeniową naszej armii, poziom jej morale czy moc rzucanych zaklęć. Dzięki zastosowaniu magii potyczki rozgrywane na ubitej ziemi wczesnośredniowiecznej Brytanii stały się oryginalne i niepowtarzalne.

Wszak niezapomniany jest widok kłębowiska walczących wojowników, których wcześniej potraktowaliśmy czarem błogosławieństwa, by następnie być świadkami ich dramatycznego starcia z olbrzymim smokiem rażonym błyskawicami. Nie da się ukryć, że umiejętnie wykorzystana magia może daną bitwę znacznie przyspieszyć. Poza tym, grając w Króla Artura II, po raz pierwszy byłem świadkiem pojawienia się na placu boju jednostek latających w postaci formoriańskich harpii. To kolejny element warty wyróżnienia. Mimo że nasze wojska przypominają armię klonów, to jednak ich przeciwnikiem jest najczęściej szkaradna zbieranina na miarę Tolkienowskich hord Mordoru – kompletnie inaczej wyglądający oponent, dysponujący różnymi od naszych zdolnościami. Rzeczona różnorodność zdecydowanie czyni zmagania bardziej atrakcyjnymi. Z przykrością jednak należy stwierdzić, że segment RTS w produkcji Neocore został zdecydowanie najsłabiej wykonany. Przede wszystkim szwankuje sztuczna inteligencja. Przeciwnik nawet na wyższych poziomach trudności zachowuje się irracjonalnie, nie stara się oskrzydlić naszych linii czy wciągnąć ich pułapkę, a jedynie, niczym walec, toczy się ku nim z nadzieją, że po drugiej stronie ma analogicznie błyskotliwego oponenta. Dodatkowo szwankuje wcielanie w czyn wydanych komend czy zmian szyku. Podobnie jak w „jedynce” pola bitew swym ogromem mogłyby zawstydzić niejedną misję w R.U.S.E. Niestety, schematyczność i łatwość pokonania wroga na dłuższą metę wywołują u gracza jedynie wzmożone ziewanie. Szkoda też, że twórcy do tej pory nie zdecydowali się na oblężenia zamków. Zdobycie danej prowincji sprowadza się jedynie do unicestwienia stojącej w polu armii. Bitwy w Królu Arturze II, mimo wyróżnionych zalet, są w istocie piętą achillesową tego tytułu. Na szczęście autorzy nie zapomnieli o opcji automatycznego rozstrzygnięcia każdej potyczki…

Gra warta świeczki

Podsumowując, nie należy również zapomnieć o oprawie audiowizualnej, gdyż prezentuje ona zdecydowanie solidny poziom. Majstersztykiem jest mapa strategiczna – bogata w szczegóły Brytania o każdej porze roku jawi się na niej po prostu pięknie. Na uznanie zasługują również pejzaże, z jakimi można spotkać się podczas starć militarnych. Dodatkowo klimatu baśniowości dodaje świetna muzyka. Jedynym minusem są dość spore wymagania sprzętowe oraz nie najlepsza optymalizacja. Gra momentami potrafi mocno zwolnić i to bez względu na ustawienia w głównym menu.

Generalnie Króla Artura II można polecić każdemu entuzjaście gier strategicznych. Produkcja jest niezwykle mocno rozbudowana, ponadto fabuła, mimo sporej ilości zadań, okazuje się wciągająca i podana w atrakcyjny sposób. Ekipa Neocore, poprzez zgrabne połączenie elementu strategicznego z wplecioną weń warstwą role playing, po raz kolejny zaserwowała graczom zabawę na długie godziny.

Recenzja gry Songs of Conquest - bez Might and Magic w tytule, za to z Heroesami w sercu
Recenzja gry Songs of Conquest - bez Might and Magic w tytule, za to z Heroesami w sercu

Recenzja gry

Songs of Conquest od pierwszych zapowiedzi wyglądało na pisany od serca list miłosny do Heroesów. To dobre określenie, ale oprócz masy nostalgii dzieło Lavapotion to też po prostu bardzo dobra gra.

Recenzja gry WARNO. Nie ma HIMARS-ów i F-35, ale też jest spoko
Recenzja gry WARNO. Nie ma HIMARS-ów i F-35, ale też jest spoko

Recenzja gry

Po dwóch latach spędzonych we wczesnym dostępie gra WARNO w końcu doczekała się wersji 1.0. Produkcji o tematyce trzeciej wojny światowej ostatnio nie brakuje, więc dzieło Eugen Systems czeka trudniejsza walka niż w czasach serii Wargame.

Recenzja gry Homeworld 3 - fani kosmicznych strategii poczują się jak w domu
Recenzja gry Homeworld 3 - fani kosmicznych strategii poczują się jak w domu

Recenzja gry

Homeworld 3 oferuje praktycznie wszystko, czego może oczekiwać fan tej serii oraz strategii w ogóle. Produkcja ta to wierny następca pierwszych dwóch gier. Na szczęście ich znajomość nie jest wymagana, żeby i tak dobrze się bawić.